W okresie I wojny światowej na terenie folwarku Żydzino (niem. Seddin) oraz części Jezierzyc zwanej Osiedlem powstała baza dla sterowców. Położenie nieopodal Słupska pozwalało statkom powietrznym kontrolować cały środkowy Bałtyk, od Bornholmu po niemal Zatokę Botnicką. Baza składała się z dwóch ogromnych hal, gdzie mogły cumować sterowce, wojskowych koszar, warsztatów remontowych z wieżą ciśnień, bunkra amunicyjnego, stacji radiotelegraficznej i wytwórni wodoru oraz zbiornika na gaz, skąd podziemnym rurociągiem przetaczano go do hangarów. Między hangarami mieściły się podziemne zbiorniki na paliwo do silników, poruszających zeppeliny. Od lipca 1915 do listopada 1917 z Jezierzyc startowały sterowce, które wykorzystywano do operacji wywiadowczych i nalotów bombowych w walkach przeciwko carskiej Rosji i jej sojuszniczce ‒ Wielkiej Brytanii. Przez bazę w Jezierzycach przewinęło się kilkanaście ogromnych zeppelinów, lecz ich istnienie przypominało krótkotrwały żywot motyla. Cesarska Marynarka Wojenna wydała na budowę tej bazy sterowców 10 milionów marek. Dla porównania – neogotycki, wzniesiony w tym samym okresie ratusz w Słupsku kosztował 600 tysięcy.

Statki lżejsze od powietrza

W Niemczech produkcją sterowców zajmowały się zakłady Schüttego-Lanza oray Zeppelina. Maszyny te mierzyły prawie 200 metrów,mieściły w sobie kilkadziesiat tysięcy metrów sześciennych gazu i mogły się wznieść kilka kilometrów nad ziemię. Pionierskie sterowce nie były wyposażone w broń maszynową, ponieważ mogły się wzbić na niedostępne ówczesnym samolotom poziomy. Dopiero z czasem na zeppelinach zaczęto montować stanowiska karabinów maszynowych, ale strzelcy ze względu na konstrukcję sterowca mieli bardzo ograniczone pole ostrzału. Dlatego też sterowce były łatwym celem dla ciągle udoskonalanych samolotów i artylerii przeciwlotniczej. Operacją wymagającą najwięcej umiejętności i szczęścia było cumowanie. Same stery nie wystarczały. Trzeba było manewrować balastem i zawartością komór z gazem, upuszczając go ze zbiorników znajdujących się wewnątrz szkieletów. Jak pisze Marcin Barnowski, przypominało to sterowanie okrętem podwodnym w pełnym zanurzeniu. W czasie I wojny światowej w bazie pod Słupskiem stacjonowało jedenaście maszyn. W 1917 roku operacje sterowców zostały wstrzymane, ale baza w Jezierzycach działała dalej. Mniejszy hangar wydzierżawiła firm Luftfahrzeug G.m.b.H., która zbudowała trzy sterowce, służace do celów reklamowych. 

Sterowcem na biegun

Koniec ery powietrznych statków wytycza wyprawa, w której wziął udział sterowiec Italia. Jej szef, generał Umberto Nobile, latach 20. ubiegłego wieku Nobile wraz z norweskim polarnikiem Roaldem Amudsenem przedsięwzięli pionierski lot nad biegunem północnym na sterowcu Norge. Sukces tej ekspedycji przyniósł jej uczestnikom ogromną sławę. W 1928 Nobile zorganizował kolejną wyprawę na biegun, w której brał udział sterowiec jego konstrukcji o nazwie Italia. Szesnastoosobowa międzynarodowa załoga, złożona m.in. z meteorologów, fizyków i dziennikarzy wyruszyła 15 kwietnia z Mediolanu. Śmiałkom towarzyszył nieodłączny pies Nobilego – ratlerek Titina. Italia po drodze napotkała burzę z gradobiciem i piorunami, która spowodowała problemy z łącznością i wyrządziła wiele innych szkód na pokładzie. Pomocy technicznej udzieliła wówczas polska radiostacja w Katowicach. Emitowana audycja została przerwana, a rozgłośnia przekształciła się w improwizowaną radiolatarnię, nadając wielojęzyczne komunikaty, co pozwoliło Italii opuścić strefę chmur i bezpiecznie kontynuować lot. Nobile zdecydował na lądowanie w Jezierzycach, aby naprawić usterki. Remont trwał przeszło dwa tygodnie, po czym wyprawa ruszyła na Spitzbergen. Spośród zaplanowanych pięciu lotów badawczych Nobilemu udało się odbyć trzy. Przeprowadzono w ich trakcie wiele obserwacji lodu, magnetyzmu ziemskiego i radioaktywności. 23 maja Italia ruszyła w podróż na biegun. Przy korzystnym wietrze dotarła do celu, ale Nobile nie zdecydował się na lądowanie. Italia krążyła dwie godziny nad biegunem, po czym w śnieżycy i przy huraganowym przeciwnym wietrze ruszyła w drogę powrotną. W miarę upływu czasu na powłoce sterowca narastała coraz grubsza pokrywa lodowa. Zaczęły zawodzić układy sterownicze i zawory regulujące ciśnienie gazu. Italia traciła wysokość. Nobile kazał zwiększyć obroty i tak przeciążonych silników. Było jednak za późno. Załoga spróbowała zrzucić jeszcze 400-kilogramowy łańcuch kotwiczny, żeby odciążyć sterowiec. Nie udało się i gnany wiatrem kolos uderzył o lód. Impet dosłownie zmiótł silniki, a zwisający ze sterowca łańcuch zaklinował się w lodowych bryłach i wyrwał gondolę. Dziesięć osób runęło wraz z kabiną na lód. Sterowiec razem z  sześcioma pozostałymi członkami wyprawy został uniesiony przez wiatr i zniknął w zamieci. Nigdy go nie odnaleziono.

Na lodowej krze

Rozbitkowie znaleźli się na dryfującej, odłupanej od pola lodowego krze. Dziewięciu przeżyło upadek, ciało ostatniego odnaleziono następnego dnia rano. Ocalały dwie skrzynie z żywnością, zasobnik z butami, odzieżą, śpiworem i niewielkim namiotem. Dopiero po kilku dniach zdołali naprawić uszkodzoną radiostację i po tygodniu rozbitkowie nadali w eter słaby sygnał. Tymczasem na krze sytuacja stawała się dramatyczna. Jeden człowiek umarł.  Polarnicy mieli rewolwer i 100 nabojów. Zastrzelili i zjedli białego niedźwiedzia. Dwaj Włosi, Adalberto Mariani i Filippo Zappi oraz Szwed Finn Malgren postanowili ruszyć pieszo przez lody, aby sprowadzić pomoc. Dopiero 11 lipca dwóch z nich przypadkowo znalazł radziecki lodołamacz Karsin. Malgren przepadł bez śladu. Nigdy nie wyjaśniono do końca przebiegu wydarzeń, ale podejrzewa się, że Szwed został zjedzony przez pozostałych przy życiu Włochów. 17 lipca rozbitków podjęła z kry załoga lodołamacza Karsin, co faszystowskie Włochy uznały za wizerunkową klęskę. Wyprawę Italią na biegun przeżyło jedynie siedem osób.

Dalsze koleje losu

Po dojściu Hitlera do władzy w Niemczech w Jezierzycach na masową skale produkowano spadochrony i balony na uwięzi, wykorzystywane do podnoszenia na duże wysokości zapór przeciwko bombowcom. Pod koniec lat 30. w pobliskim Redzikowie powstało duże lotnisko wojskowe, gdzie podczas wojny przeciwko Polsce we wrześniu 1939 stacjonowały sztukasy używane do nalotów na Hel i Gdynię. Po wojnie w polskich już Jezierzycach składowano i wstępnie remontowano zwiadowcze samoloty Piper Cub, które PRL tanio kupił z demobilu od amerykańskiej armii. Samoloty te wykorzystywano później w polskich aeroklubach jako maszyny szkoleniowe. Niektóre z nich zostały przystosowane do transportu sanitarnego. W latach 50. polska służba zdrowia dysponowała kilkunastoma takimi samolotami. Ale kiedy pipery zostały rozdysponowane do dużych miast, trawiaste lotnisko pod Jezierzycami zaorano, a hangar zburzono. W dawnej hali urządzono natomiast magazyn, gdzie przechowywano m.in. kawę, herbatę i inne artykuły importowane. Dawny system wentylacyjny stwarzał wiele możliwości dla drobnych złodziejaszków, którzy tą drogą wkradali się do wnętrza w poszukiwaniu łakomych w czasach PRL-u dóbr. Ostateczny kres dawnego hangaru dla sterowców wyznacza wielki pożar, który wybuchł w magazynie 6 września 1989 roku. Miejsce po zniszczonej hali zajęła firma „Bałtykgaz”, która w Jezierzycach funkcjonuje do dziś.

Aleksandra Krasucka

 

 

Marcin Barnowski, Boskie cygara. Sterowce z Jezierzyc, passim, Ustka 2012

Narcystyczny kapitan i tragedia w krainie lodu, https://podroze.onet.pl/ciekawe/wyprawa-umberto-nobile-sterowcem-italia-na-biegun-polnocny/mh2f89p [dostęp:20.03.2021]

 

Więcej szczegółów o sterowcach i dramatycznych losach niefortunnej wyprawy na biegun na moim blogu:https://roweremprzezkraj.pl/baza-sterowcow-w-jezierzycach

Ta strona internetowa używa plików cookies. Więcej na temat cookies dowiesz się z Polityki cookies. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia dotyczące cookies w przeglądarce internetowej. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczone w twoim urządzeniu końcowym.