Wystarczyły 2h lotu i musiałem goraczkowo szukać w plecaku czegoś co mógłbym zarzucić na grzbiet. I to jednocześnie wodoodpornego i w miarę ciepłego. Witamy w Hanoi, poza sezonem. Kolejne 1.5h tłukłem się lokalnym autobusem z lotniska w okolice centrum, by w ciągu kolejnych 40 minut szybkiego marszu siąpiący non stop doprowadził moje jedyna ciuchy do kompletnego przemoczenia.

Riva, jedyna dziewczyna w hotelowej recepcji posługująca się językiem angielskim była szczerze zdumiona moim celem podróży, a mając na uwadze, że moje rzeczy gniły w pokoju bez okien i wentylacji to spędziliśmy pół nocy na ustalaniu trasy i możliwości dojazdu. Quan Lan Island, po co tam chcesz jechać ? pytała co chwilę nie oczekując chyba nawet odpowiedzi, przewracając kolejne strony swojego smartfona łącząc dla mnie trasy lokalnych autobusów w jedną całość. Pomagała mi, śmiejąc się jednocześnie i zastanawiając dlaczego nie wybieram najprościej i tam gdzie wszyscy. I nawet ucieszyła się, gdy stwierdziłem, że możemy pominąc transport z Hanoi do Ha Long pociągiem towarowym bo jednak 11h to będzie ciut za długo. Uzbrojony w kartkę ze wskazówkami, w wilgotnych ciuchach mogę ruszać zobaczyć to co wszyscy w Wietnamie. 

Wszyscy chcą zobaczyć Ha Long Bay i nie jest to bynajmniej dziwne. Większość chce w sezonie, gdy soczysta zieleń i błękitna woda cieszą oczy, a słońce niemiłosiernie pali dając gwarancję na udany wypoczynek, choćby i kilkudniowy. Nie dane mi było choćby się zbliżyć do tej pięknej wizji zatoki. 

 

Nawet pani sprzedająca bilety na łódź mocno powątpiewała w jasność mego umysły, gdy poprosiłem o bilet na Quan Lan, dając temu wyraz głośnym pokrzykiwaniem i goraczkowym poszukiwaniem kogoś znającego angielski, by ewentualnie wytłumaczył mi, że to nie tędy droga. Jednakże plik wietnamskich dongów położony na jej stoliku, oraz mój stanowczy choć zapewne głupkowaty uśmiech finalnie ją przekonał. Chcesz to płyń, grunt by bilety były opłacone, tak zapewne pomyślała i wskazała mi miejsce na łodzi. Ddżysty, wilgotny poranek, 7 rano, ruszamy. kilkunastu mieszkańców wyspy i ja - jak się okazało biała atrakcja najbliższych dni na Quan Lan. 

Ocieramy się jedynie o zatokę Ha Long Bay, by już po chwili wypłynąć na nieco szersze wody kierując się do wyspy Quan Lan w zatoce Bai Tu long - starszej i większej siostry Ha Long. 

Zatoka robi niesamowite wrażenie, szczególnie że pogoda jest wyjątkowo brytyjska. Majestatyczne skały, kompletna pustka, klimatyczne mgły i cisza rozdzierana tylko głośnym rykiem łodzi motorowej. Stoimy z tyłu z gościem z obsługi, rozmawiamy i podziwiamy krajobrazy. Jest cudnie i nawet wesoło, pomimo, że rozmawiamy w dwóch różnych językach. Na wyspie jest kilkanaście miejsc noclegowych - wybrałem to z nazwą najłatwiejszą do wymówienia - wszak tam jest jedna wioseczka nie dłuższa niż kilometr - coś znajdę. Jak wielce się myliłem sądząc, że będę szukał. Hotel sam mnie znalazł. Podobnie jak i po chwili mnie znalazł skuter oraz ryż z owocami morza. Na koniec mnie odnalazło zimne piwo. Co tu robisz ? jestes pół roku za wcześnie lub za późno - zagaił chłopak opiekujący się hotelem w którym się zatrzymałem. Własnie po to tu jestem, daj mi jakiś skuter i pomyśl nad jedzeniem na wieczór - plan miałem bardzo prosty. Ruszyć przed siebie po kompletnie pustej wyspie. Nie niepokojony przez nikogo mogłem całe dnie przemierzać kilkudziesięcio kilometrową wysepkę wzdłuż i wszerz. Godzinami wpatrywać się w poławiaczy krabów, chłopaków całe dnie czekających na przystani na łódź która nie przypływała czy leniwie jeździć od plaży do plaży których kompletnie nie było widać. 

   

Quan Lan poza sezonem jest puste. Z obcych byłem kompletnie sam. I czasem przez tą ciszę i odludzie można zapomnieć o całym świecie. I wejść na pokład łódki powrotnej bez paszportu. Na szczęście nie tylko czas tam płynie leniwie, ale i ludzie nieśpieszni i wyluzowani szybko mi pomogli i ściągnęli gościa z dokumentem. jechał skuterem wzdłóz przystani i sie wydzierał, że szkoda, że się zorientowałem, bo bez paszportu musiałbym znów do niego wrócić następnego dnia, zapłacić za nocleg i napić się z nim piwa. Cała łódka uradowana.. I ja też.   


Więcej szczegółów w temacie Bai Tu Long (praktycznych) jak i Wietnamu oczywiście na stronie: http://sitondeck.pl/category/wietnam/

autor Marcin Gabruk

 

Ta strona internetowa używa plików cookies. Więcej na temat cookies dowiesz się z Polityki cookies. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia dotyczące cookies w przeglądarce internetowej. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczone w twoim urządzeniu końcowym.