Dzisiaj rano, podczas moich weekendowych zakupów na targu warzywnym zauważyłam niezwykłą parę, oczarowali mnie. Uśmiechnęłam się do nich zalotnie i postanowiłam zabrać oboje do domu. Tak – to oni, jeszcze się grzeją w październikowym słońcu nie przeczuwając co będzie dalej… Rozumiem, że domyślacie się, że dzisiejszy Paryż na talerzu będzie cudownie kształtny i kolorowy dzięki Panu i Pani Dyni oczywiście!

Uwierzycie albo nie, ale dynię, jak wiele innych rzeczy po raz pierwszy jadłam w Paryżu! Nie mam pojęcia dlaczego nie jadłam jej w dzieciństwie, ale to fakt. Powiecie może jadałaś, a nie przypominasz sobie. No może, w każdym razie pamiętam za to dokładnie jak mając jakieś 23 lata, jesienią odkryłam i zasmakowałam w  jej delikatnym smaku właśnie w Mieście Świateł. Byłam zaskoczona, że Francuzi tak ją lubią. W jesiennym menu każdego prawie bistro i resto można było delektować się w ramach przystawki czy pierwszego dania kremem z dyni na mleku kokosowym z langustynkami, kremem z dyni z foie gras albo z cynamonem. Jako danie główne można było zjeść: dynię na boczku, zapiekankę z dyni z szynką. Jeśli ktoś miał ochotę na deser podawano tartę dyniową na słodko, mus z dyni czy ciasteczka dyniowe. To tylko kilka przykładów, a jest ich całe mnóstwo. Och ta francuska kuchnia. Takie proste, takie ładne i takie smaczne!

W ówczesnym czasie, jako studentka rzadko kupowałam dynię w wersji nature. Jadałam szybko i tanio, jeśli chodzi o dynię, albo jadałam w bistro, albo korzystałam z zawsze dostępnych kremów dyniowych w kartonikach. Wychodziłam z założenia, że zjedzenie takiego kremu z dyni na pewno dobrze i zdrowo mi zrobi tym bardziej, że dynia zawiera pełnowartościowe tłuszcze. Wiedzieliście, że około 80% kwasów tłuszczowych to kwasy nienasycone, z czego 50-60% to wielokrotnie nienasycone, które to są niezbędnym elementem do budowy witaminy D, a także błon komórkowych? Nie? Ja też nie, wyczytałam to mądre zdanie czytając o dyni w Wikipedii i poczułam, że muszę się nim z wami podzielić.

Przy okazji dowiedziałam się, że rodzina dyniowatych obejmuje około 20 gatunków! Spotykane są różne odmiany różniące się kształtem i kolorami – i tu uwaga – nazwy są powalające - korona cierniowa, dynia butelkowa i sułtański turban. Nazwa łacińska dyni jest równie inspirująca – ta najbardziej popularna to Cucurbita pepo. No sami przyznajcie, rewelacja.  Nie dziwi mnie już wcale, że w Polsce nazywa się ją tak wielorako. W zależności od regionu nazywana jest banią (Górny Śląsk) lub korbolem (Wielkopolska).

Poza wszelkimi i niepodważalnymi kulinarnymi walorami tej pięknej rośliny o delikatnych kwiatach i okazałych owocach, dynia ma jeszcze znaczące walory dekoracyjne. W Polsce i nie tylko, obchodzone są święta oraz dni dyni. W najbliższą niedzielę 6 października w Forchies-la-Marche świętować będą Belgowie. Dużym zainteresowaniem cieszą się również Festiwale Dyni – najbliższy odbędzie się w Polsce we Wrocławiu w dniach 12-13 października 2013 r. w Ogrodzie Botanicznym Uniwersytetu Wrocławskiego.

Wracając do uroczej Madame i Monsieur Potiron (z fr. dynia) - poznaliśmy się bliżej. Ona okazała się pysznie dojrzała i bardzo bogata w miąższ, wystarczyła na pyszny velouté de potiron et crème fouettée au lardons fumé dla całej mojej rodziny. Jemu dzisiaj się upiekło…

Oto przepis:

Składniki:

 - Dynia – kroimy w kosteczki dosyć duże, (dla mnie miarą jest garnek, w którym   standardowo gotuję zupę tak na 4 porcje) – dyni w kawałeczkach powinno być po same brzegi….

- 2 duże ząbki czosnku

- cebula mała, albo ½ dużej (mogą być 2 szalotki)

- boczek – ilość według uznania

- wywar ze świeżych warzyw (włoszczyzna)

- śmietanka (22%) jest do ozdoby więc można sobie pozwolić…

- grzanki zrobione z dwóch tostów na oliwie z oliwek z ziołami prowansalskimi lub tosty

Zaczynamy od zeszklenia boczku pokrojonego w prostokątne pałeczki (jak francuskie gotowe „lardons”), jak otrzymamy tłuszczyk to wyjmujemy boczek i wrzucamy czosnek pokrojony (nie miażdżyć – szkoda czosnku) i cebulkę… Jak zacznie się szklić i pachnieć…(czujecie?) to  chwilę się delektujemy, (uwielbiam ten zapach) następnie wyjmujemy zeszkloną cebulkę, czosnek i odstawiamy.

Do drugiego garnka (dorzucam łyżeczkę masła na spód), wrzucamy kosteczki dyni i zalewamy ją wywarem z warzyw. Gotujemy wszystko przez jakiejś poł godziny, aż dynia zrobi się miękka i zacznie się rozpadać. W tzw.  międzyczasie można zmiksować ugotowaną marchew i pietruszkę i dodać do już prawie ugotowanej dyni. Jeszcze raz wszystko miksujemy i gotowe. Można dodać pieprzu (dosyć dużo), szczyptę imbiru…oraz  inne przyprawy wg uznania i upodobania. Dynia jest delikatna, więc można zaszaleć…

Następnie pozostaje już tylko zaserwować – czyli krem do miseczki, na krem delikatnie wcześniej podsmażone lardons – boczek, na boczek grzaneczki, albo tost obok, i (jeśli ktoś ma ochotę) łyżeczka śmietany, listek świeżej pietruszki lub estragonu. Dla ozdoby jeszcze posypać delikatnie grubo zmielonym pieprzem….

                           Smacznego !!!!!

autorka Bożena Ciszak blog http://awglowieparyz.blog.pl/

Ta strona internetowa używa plików cookies. Więcej na temat cookies dowiesz się z Polityki cookies. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia dotyczące cookies w przeglądarce internetowej. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczone w twoim urządzeniu końcowym.