TBG: Obecnie wśród młodych ludzi w Polsce jest ogromna moda na podróżowanie, bez problemu można zdobyć paszport, przekroczyć granicę trochę inaczej wyglądało to 30 - 40 lat temu. Może Pan coś więcej na ten temat powiedzieć. Jak wspomina Pan podróżowanie autostopem za czasów PRL'u kiedy granice były właściwie zamknięte, a otrzymanie paszportu graniczyło czasami z cudem?

Autostopowicz: Wspaniała przygoda jak barwny film. To była wspaniała forma doznań, przygody oraz poznawcza realnych wartości. Poczucie bezpieczeństwa wtedy było o wiele większe niż dzisiaj i zapewne ludzie bardziej otwarci na włóczących się i nielicznych Trampów. Wbrew pozorom władze PRL po wzroście popularności wydawały książeczki Autostopu z kuponami konkursowymi dla kierowców. Kierowcy z kuponami losowali nagrody rzeczowe, a propagowane było to głównie przez Radio. Nadzór i koordynację prowadziło "Polskie Towarzystwo Turystyczno - Krajoznawcze wraz z rozgłośniami Regionalnymi Pol. Radia.

TBG: Skąd u Pana pomysł wtedy na podróżowanie?

Autostopowicz: Stale byłem głodny, a empirykę przedkładałem nad teorię. Ponadto pochodzę z rodziny "podróżniczej". Ze strony mamy cała rodzina zwiedzała Syberię, a tata wyrabiał się w Niemczech, w obozie. Po wojnie jak zapadła Żelazna Kurtyna, a Polska była odcięta od świata całkowicie, to rzucało się w oczy. Byłem małym dzieckiem ciekawym świata, a Gdańsk jednak poprzez porty, rybaków przesiąkał barwnymi opowieściami. One to były magnesem ściągającym różne opowieści.

TBG: Jest Pan z Gdańska ?

Autostopowicz: Raczej byłem. Nie jestem autochtonem, ani rasowym rodowodowo, a raczej mieszańcem czyli kundlem.

TBG: Wróćmy więc do podróży autostopem.

Autostopowicz: Nie da rady bez wstępu. Ponieważ ze względów pochodzeniowych, a więc ideologicznych moja rodzina miała schody więc i materialnie było ciężko. Ciągnęło mnie do świata, strugałem z deseczek małe kadłuby wyposażone w maszty, olinowanie i żagle i puszczałem na wodę, często przepadały odpływając w Daleki Świat. Postępem było poznanie kierunku wiatru i zamocowanie steru co sprawiał, że ta mini fregata marzeń zataczała daleki krąg i wracała do brzegu.

TBG: Takie marzenia, żeby wyruszyć w daleki świat ?

Autostopowicz: Tak, to były marzenia wyruszenia w dalekie zamorskie strony.

Poznawszy podział Polski na regiony w wakacje wybrałem się po raz pierwszy wraz z Harcerzami na obóz w region pobliski Kaszub i zauroczyłem sie etnografią. Dotknąłem rzeczywistości innej na Kaszubach, inny język, całkowicie obcy i NIEZROZUMIAŁY. Po obozie nadmorskim w Rzucewie byłem już nieuleczalnie chory.

TBG: Często właśnie tak właśnie mówią podróżnicy, że to jest jak choroba, albo wirus, który przenika całe ciało ...

Autostopowicz: Niestety na tę chorobę lekarstwa nie wynaleźli po dzisiejszy dzień. W następne wakacje znalazłem źródło dochodów, pomoc na wsi przy żniwach i tak się zaczęło. Co prawda byłem za mały i za młody i podróżowałem przez kilka lat NIEOFICJALNIE. Jak się miało 16 lat można było otrzymać za zgodą pisemną rodziców książeczkę w PTTK, o którym wspomniałem.

TBG: I za te pieniądze pojechał Pan pierwszy raz autostopem na wakacje ?

Autostopowicz: W mieście nie było żadnych szans, oczywiście dla uboższych. Tak zacząłem poznawać swoją ukochaną Ojczyznę a na samym początku zaliczając komiczna "wtopę".

TBG: To znaczy ?

Autostopowicz: Poznaję region Kaszubski najbliższy, dzielący się na nadbrzeżny i lądowy. Tak bym ten podział określił, różniący się i dialektem i obyczajami przy bardzo wspólnej krasie ubiorów. Wyruszam więc przez całą Polskę poznać Śląsk, jeszcze koleją i tu pierwsza "wpadka". Przy okazji musimy się nieco cofnąć w czasie zaznaczając ukrytą walkę władzy ludowej z folklorem językowym. Kaszubski w marnych podstawach poznałem stojąc w wiejskich sklepikach i przysłuchując się nazwom fonetycznym zamawianych produktów. Różniący się na dodatek znacznie na samym cyplu Helskim od reszty ale tego nie da się opisać. Jest to jeden z 2 języków na świecie posiadający muzyczny i śpiewany alfabet. Zapis jest dostępny w Muzeum Kaszubskim w Kartuzach, ponoć stolicy Kaszub, ale sami Oni spierają się co do tego przewodzenia wymieniając jako stolicę Kościerzynę. Wracając do Śląska moja pierwsza wyprawa pociągiem. Wysiadam w Bytomiu i słyszę powtarzające się "JO" co oznacza po kaszubsku "tak". Przez myśl przebiega mi jaki to zbieg okoliczności, że jadąc z Gdańska po wyjściu z pociągu spotkać na Śląsku pierwszą osobę w postaci Kaszuba. I to była moja pierwsza lekcja etnografii.

TBG: Jaka różnorodność i to na terenie Polski.

Autostopowicz: To zderzenia z gwarą a raczej językiem Ślązaków wzmocniło we mnie chęć poznawczą nie tylko Polski, regionów ale i świata. Przez kilka kolejnych lat podróżowałem na przemian jeden miesiąc pracując przy żniwach, a drugi podróżując po kraju PKS-em (autobusy) i PKP na przemian z  autostopem spopularyzowanym przez niedawno zmarłą piosenkarkę Karin Stanek piosenką pt "Autostop".

TBG: A jak można było wtedy wyjechać za granice w PRL, zwłaszcza w latach 60?

Autostopowicz: W latach 60 - tych to można było łatwiej uciec przez zieloną granicę niż dostać paszport. Tak ale kiedy ja zacząłem moje podróże, to już był schyłek lat 60- tych, kiedy Zachód zwiększał izolacjonizm ze względu na brak wolności. Następnie znieśli u siebie kontrole graniczne w krajach tzw. EWG, na co odpowiedzią było wydawanie Polakom Paszportów na Kraje Demokracji Ludowej i można było podróżować z początku mając zaproszenia a następnie i bez po Demo - Ludach.

TBG: I też autostopem?

Autostopowicz: Tak wybrałem się pierwszy raz w wielką podróż do Bułgarii poprzez Słowację, Węgry, i Rumunię.

TBG: Ale nie było portali na których można rezerwować hotele więc gdzie tu spać ?

Autostopowicz: Najwięcej się poznaje mając rzeczywisty kontakt z ludźmi. Moją miłością była i jest muzyka, która służyła jako doskonały i komunikatywny łącznik zastępujący język. Otwierała serca ludzi i drzwi i to wszystkie. Spanie było darmowe, często z wiktem. Pomagała taka duża legitymacja o rozmiarach obecnego Prawa Jazdy Międzynarodowego.

TBG: Co to za legitymacja?

Autostopowicz: Była to wielce pomagająca legitymacja Turystyki Międzynarodowej. Ot taki był reżim komunistyczny w latach 70 - tych.

TBG: I co dalej ? Jakie inne kraje Pan zwiedził w ten sposób ? Wspominał Pan że te za żelazną kurtyna też. I jak zaczęła się Pana przygoda z żeglarstwem ?

Autostopowicz: Przychodziłem na przystań do Yachtclubu a tam ze mnie szydzono. Żeglarstwo w Polsce do lat 80 - tych było tylko dla Elity władzy.

TBG: A jednak się Panu udało?

Autostopowicz: Udało mi się jako wrogowi ludu pracującego dostać "prawdziwy" paszport i wyjechałem obejrzeć zakazany w Polsce film. Przy powrocie wiedziałem, że zawsze dostanę, a Paszporty po powrocie trzeba było oddawać na Komendach Milicji Obywatelskiej. Paszporty wydawały bowiem Biura Paszportowe przy Komendach MO czyli w Komisariatach i trzeba je było zwracać. Do Berlina musiałem dojechać pociągiem, inaczej nie przekroczyłaby Pani granicy, a samochodem nikt by nie zaryzykował. Później to już tradycyjnie Autostop, a jedyną zapłatą była rozmowa i wymiana informacji o życiu. Do granicy autostopem i od stacji granicznej pociągiem. Tam autostopem z jedynym ograniczeniem na autostradach ale to normalne.

TBG: Ile państw Pan tak zwiedził ?

Autostopowicz: Cały Benelux, Niemcy, Francję, Portugalię, Włochy - autostopem, przeurocze wspomnienia. I wspaniali ludzie, wyłączeni z politycznego tygla. Wyjeżdżając z Polski turystycznie władza pozwalała wymienić legalnie aż 10 dolarów w biurze podróży.

TBG: Co nie starczało na nic...

Autostopowicz: Na nic, dosłownie na nic. Jedzenie miałem w plecaku, a spanie w turystycznych schroniskach lub campingach. Oczywiście dorabiało się na czarno, bo na wolnym Zachodzie był zakaz zatrudniania tych gorszych ludzi z Demo. Trzeba było po pierwszej wyprawie założyć konto dewizowe i z przywiezionych z zagranicy walut wpłacić. Wtedy już nie było problemów.

TBG: I wtedy zaczęła się Pana przygoda z żeglarstwem ?

Autostopowicz: Z taką kasą zwaliłem się do Holandii i pierwsze kroki oczywiście na przystań jachtową nasycić oczy. W Holandii zapatrzony łapczywie zostałem zaproszony na pokład i tak rozpocząłem praktykę na morzu. Teraz mam Masters i prawo nauczania. Znam kilku asów żeglarskich świata, a jeden nawet mnie ochrzanił za poniżanie się.

TBG: Poniżanie się?

Autostopowicz: Tak. powiedziałem, że poproszę o zezwolenie wejścia na pokład "POGORII" właśnie dla Niego, a tak naprawdę z moim dorobkiem to Pogoria byłaby zaszczycona i za to "RUDI" mnie ochrzanił.

Wracając jednak do podróży autostopem. Jak Pani chce napisać o nich napisać, nie wspominając o Królewskich Ogrodach i grobie Warneńczyka, czy o Czerwonej Drodze przebiegającej obok zamku Drakuli i łączącej Napoka gdzie wyrabiają najlepsze Salami na świecie. A jak można pominąć muzykę bałkańską gdzie pije się, je do zapomnienia i gra na czym popadnie.

A jadła Pani kiedyś kurę?

TBG: Kurę ? Tak. Chociaż sądzę, że może to być podchwytliwe pytanie ....

Autostopowicz: Ooooo to znaczy jadła Pani w PEĆiNIE.

TBG: To chyba jednak nie :)

Autostopowicz: Jak nie to Pani nie jadła kury. Ja o mało życia przez to nie straciłem! Na serio ale to osobna historia godna opowieści. Zaręczam.

Więc muszę zacząć wstecz od wyprawy do Jugosławii. Znalazłem się tam po wielu perypetiach, po trzęsieniu ziemi w 1978 roku i w ramach nieograniczonej gościnności razem, ze swoim psem zostałem zaproszony "na wieczór" do restauracji. Gospodarze wybrali właśnie za miastem PEĆINĘ, czyli restaurację zrobioną w pieczarze i stąd nazwa. Proste stoły i ławy drewniane. Siadamy , zamawiamy przednie jadło i oczywiście napitki. Gospodarze zaczynaj a śpiewać piosenkę, a przy sąsiednim stole Niemcy po zakończeniu swoją, jakoś nieśmiało. Pada drugi utwór, który znam i się dołączam, KRĆ MARICE. Gospodarze zdziwieni otwierają serca a ja pytam czy mogę po polsku zaśpiewać "O wybacz mi Ojcze"? Są zaszokowani, to Ich pieśń w moim tłumaczeniu. Oczywiście śpiewamy całą pełnymi głosami a wszyscy biją brawa. Biweeeeeeesiadujemy i w pewnym momencie Gospodarz pyta czy jadłem kurę. Odpowiadam, że tak, ale na moje nieszczęście miał mocną głowę i był wyraźnie niedopity. Zapytał czy byłem przedtem w tej restauracji. Zgodnie z prawda odpowiedziałem, że nie. On wtedy - kochany to ty jeszcze kury nie jadłeś w życiu. Obżarty do granic podziękowałem, ale nic to nie dało i zawołał" Kelner kurę podać dla niego". Pomyślałem, że aby nie zrażać, że jakiś kawałek jeszcze z biedą wcisnę. Czas mijał a ja z ulgą resetowałem w myślach to zamówienie. Niestety po godzinie z hakiem przyszedł kelner i wymiata wszystko przed moim nosem. Gdy się uporał drugi postawił ogromny stalowy pojemnik, jak do pieczenia ciast zwany prodiżem i odkrył pokrywę. Buchnęła para aromatem dobranych warzyw tak smakowicie tym bukietem W środku była cała kura obłożona dookoła warzywami i plastrami różnorodnego mięsiwa a do niej podano łyżkę. Przysposobiona była na parze a mięso nie miało włókien. stanowiło gęstą konsystencję a smak bukietem jarzyn łaskotał podniebienie. Tylko to było już obżarstwo na siłę grożące śmiercią z przejedzenia.

TBG: Ale wyszedł Pan z tego bohatersko ?

Autostopowicz: Niestety nie, ale darowano mi sumitując się, że powinni zamówić na początek, a nie na koniec. Zapewniam słowem, że następnego dnia oprócz picia nic nie jadłem, a kolejnego czułem jeszcze nasycenie. Tak serdeczni i to bezinteresownie, za kilka zwrotek w ich rodzimym języku....
Raz miałem łzy w oczach gdy dostałem dwie kromki chleba w wigilijny wieczór. Ale to było w innym regionie świata....

TBG: Z Panem można rozmawiać godzinami :) Serdecznie dziękuję za opowieści autostopowe i nie tylko ... i może do następnego ;)

Autostopowicz: Do następnego.

Serdecznie dziękuję za rozmowę Panu Walerianowi Dąbrowskiemu

 

Muzeum Lotnictwa Kosmonautyki i Morskie w Nowym Jorku z lotu ptaka.

Jest to finał podróży autostopem. Z lewej po środku nabrzeża śmiercionośny okręt podwodny, nosiciel 2 głowic Termojądrowych o sile każdej 500 Megaton. Na końcu biały naddźwiękowy samolot pasażerski Concorde, zaś po prawej stronie lotniskowiec z okresu II W Ś „INTREPID”, a na pokładzie na rufie bieleje hangar z promem kosmicznym wewnątrz. Na dziobie z lewej  słynny samolot szpiegowski „Czarny Ptak” SR – 71 i wiele samolotów bojowych z różnego okresu ( mi MiG – 21 z polskimi znakami / szachownica ). Są tam dwa moje osobiste akcenty nieskromnie nadmieniając z moich dokonań.
I stąd to zdjęcie z lotu ptaka, niezbyt udane, ale trudno je zrobić jednocześnie pilotując. Już samo zezwolenie na przelot nad Manhattanem jest osiągnięciem nie lada....

autor: Autostopowicz

 

 

 

 

 

 

 

 

Ta strona internetowa używa plików cookies. Więcej na temat cookies dowiesz się z Polityki cookies. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia dotyczące cookies w przeglądarce internetowej. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczone w twoim urządzeniu końcowym.