Zastanawiam się, co w tym wszystkim jest najbardziej przerażające: fakt, że jeszcze kilka lat temu było znacznie gorzej pod względem czystości, czy to, że wszechobecny brud przestaje mi powoli doskwierać… Trzeba powiedzieć sobie jasno: Algier jest brudny. I to mimo prężnie działających służb porządkowych. Niestety, wielu lat trzeba będzie, żeby Algierczycy zrozumieli, że to oni sami odpowiadają za czystość miasta. Mam bowiem wrażenie, że większość mieszkańców po prostu nie rozumie, że robi coś złego rzucając kubek po kawie na chodnik, albo pozbywając się wypitej puszki coli przez okno samochodu – a takie sytuacje należą tutaj do codzienności.

Sytuację pogarsza dodatkowo brak koszy na śmieci. Owszem, władze próbowały je rozstawiać, tyle że błyskawicznie je rozkradano – może potem przetapiano je na zabawki dla dzieci, kto to tam wie. W każdym razie ludzie zostawiają worki ze śmieciami na ulicy, a od śmieciarki często szybsze są koty (a może i szczury – choć póki co żadnego osobiście nie widziałem), które rozdrapują worki w poszukiwaniu jedzenia. I nawet jak służby porządkowe pozbierają rozsypane odpadki, to na chodniku i tak zostają potem ślady…

Chciałem z początku napisać, że sytuacja na głównych ulicach jest lepsza i to właśnie odczucie wydaje mi się przerażające. Owszem, w porównaniu do bardziej odległych zakątków, na reprezentacyjnych szlakach nie zalegają śmieci – z tym, że większość miejsc jest tak zaniedbanych, że aż trudno uwierzyć, że nikomu to nie przeszkadza… Mam wrażenie, że Algierczycy do dziś mają poczucie, że większość budynków w centrum nie jest ich, że zostały tu postawione przez okupantów i jak się rozsypią to nikt się tym nie zmartwi. Na ich miejsce postawi się wtedy coś innego, swojego własnego. Algierskiego… Francuzi spokojnie mogliby tu kręcić historyczne filmy, niektóre miejsce przypominają Francję sprzed 40, 50 lat. Fasady budynków, wnętrza niektórych urzędów. Ba, Algierczycy nie pozmieniali gdzieniegdzie nawet szyldów reklamowych…

Ale zostawmy miasto i wybierzmy się na plażę… W okolicach Algieru można popaść w czarną rozpacz – brudny piasek i zanieczyszczona woda. Odkąd zobaczyłem na własne oczy kanałek, którym jeden z hoteli w Zeraldzie pod Algierem odprowadzał ścieki do morza (jakieś chemikalia o żółtawym kolorze) wybiło mi to z głowy chęć na kąpiel w tym miejscu. Inna sprawa, że Algierczykom te ścieki w ogóle nie przeszkadzały – fakt, że woda była bardziej spieniona i miała żółty kolor stanowił wręcz chyba dodatkową atrakcję.

Pastwię się trochę nad tą Algierią, ale w tym wypadku naprawdę trudno się powstrzymać.

Autor: AL

http://algierski.blog.pl/

Ta strona internetowa używa plików cookies. Więcej na temat cookies dowiesz się z Polityki cookies. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia dotyczące cookies w przeglądarce internetowej. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczone w twoim urządzeniu końcowym.