Hoi An – najpiękniejsze miasto Wietnamu

Stare miasto

W Hoi An spędziłam 3 dni i zdecydowanie mogę powiedzieć, że jest to miejsce, do którego chętnie chciałabym powrócić. Hoi An jest barwne, urokliwe i oferuje znacznie więcej niż tylko starówkę a w nim zabytki, liczne sklepiki i zakłady krawieckie oraz ulice rozświetlone kolorowymi lampionami, z których słynie. Nic wiec też dziwnego w tym, że to Hoi An, uchodzi za najbardziej romantyczne miasto Wietnamu.  Dzięki temu, że było portem o światowym znaczeniu, widać tu wpływy wielu kultur. W ramach zakupu biletu za 120 tys. dongów (około 20 złotych) można odwiedzić 5 wybranych przez siebie atrakcji. Wśród nich: tradycyjny japoński mostek, chińskie zgromadzenia, zamieszkiwane przez pokolenia drewniane chińskie domy z pełnym umeblowaniem, kolorowe świątynie oraz urokliwe i dobrze zachowane kamieniczki w portugalskim stylu, które tworzą niepowtarzalny klimat miasta.

Oprócz standardowych miejsc, które znajdziemy w każdym przewodniku, warto udać się do Precious Heritage Art Gallery - muzeum, które zostało otwarte w 2017 roku. Galeria została stworzona przez francuskiego fotografa Réhahn, w którym znajdują się zdjęcia 40 grup etnicznych zamieszkujących tereny Wietnamu. Wystawa stanowi podsumowanie jego 5 letniej podróży i zachwyca nie tylko obrazami. Obok fotografii można zobaczyć oryginalne plemienne stroje. Każda eksponacja jest obszernie opisana. Znajdują się tam informacje dotyczące zarówno plemienia, jak i okoliczności, w jakich powstało dane zdjęcie. W galerii znajduje się także kawiarenka, z której unosi się piękny zapach kawy.

 

W Hoi An odnajdziemy także polski akcent – pomnik Kazimierza Kwiatkowskiego. Był on konserwatorem zabytków i jedynym chętnym, który w latach 80-tych zgłosił się do polsko-wietnamskiego projektu rekonstrukcji tamtejszych zabytków. Dzięki niemu możemy podziwiać architekturę miasta w prawie nienaruszonym stanie i poczuć klimat minionych lat.

 

Specjały Hoi An

Wietnam to oczywiście wielka uczta smaków. Kraj te słynie między innymi z Pho, dania które serwowane jest niemal wszędzie i o każdej godzinie. Moim zdaniem na południu kraju zupa ta jest o wiele smaczniejsza, bardziej aromatyczna, bogatsza w smaku, a do każdego talerza podawany jest koszyczek z zieleniną. Hoi An było ostatnim miejscem, w którym zjadłam właśnie taką zupę - Pho jakie poznałam na samym początku mojej kulinarnej przygody w Wietnamie. Według mnie im dalej na północ, tym danie te jest uboższe w smaku i za zieleninę (o ile zostanie podana) trzeba dodatkowo zapłacić.

 

Hoi An słynie jednak z lokalnych specjalności, które warto spróbować. Należą do nich Cao Lau i White Rose Dumplings. Cao Lau składa się z makaronu ryżowego, plastrów wieprzowiny, sałaty, mięty i anyżu oraz sosu. Było to jedno z najlepszych wietnamskich dań, jakie jadłam.

Cao Lau

Natomiast White Rose to przekąski przypominające swym wyglądem białe kwiatki róży. Pierożki wypełnione są krewetkami a z zewnątrz polane są smażoną i świeżą cebulą. Do tego oczywiście podawany jest sos rybny, który idealnie się z nimi komponuje. 

Warto także spróbować przysmaków ulicznych, których również nie brakuje. Szczególnie na nocnym targu. Mój ulubiony to Banh Trang Nuong – ryżowy naleśnik/pizza z samodzielnie skomponowanym nadzieniem.

Bahn Trang Nuong

 

Piękno tkwi w prostocie

Planując pobyt w Hoi An warto zostawić sobie przynajmniej jeden dzień na zwiedzanie okolicy. Osobiście, gdybym miała taką możliwość przedłużyłabym mój pobyt o kilka dni.

Szukając zakwaterowania, świadomie wybrałam miejsce noclegowe położone z dala od centrum miasta. I choć często zdarza się, że żałuję swojego wyboru, tak tym razem było inaczej. Hotel położony był w przepięknej scenerii - wśród pól ryżowych i stanowił świetne miejsce wypadowe do zwiedzania okolicy. Znajdował się on w pobliżu głównej ulicy Cua Dai, 1,5 kilometra od morza, 3,5 kilometra od centrum i 3,5 od Tra Que Village - małej wysepki otoczonej przepiękną naturą.  Hotel oferował także wypożyczalnię rowerów, co było dla mnie ważnym wyznacznikiem przy wyborze noclegu.

Zgodnie z starym dobrym przysłowiem: „Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje”, pewnego dnia zwlekłam się z łóżka jeszcze przed wschodem słońca. Wsiadłam na rower i popędziłam w stronę pól, by zobaczyć okolicę w niezwykłym, filetowym oświetleniu. Krążyłam tam bez celu, obserwując przyrodę, ludzi, którzy rozpoczęli już pracę i dzieci jadące do szkoły. Około godziny 8 trafiłam na poranny targ, na którym zakupiłam owoce i wróciłam do hotelu, by przygotować sobie z nich śniadanie.

Mimo, iż przyroda Hoi An, nie wydaje się być inna, bardziej niezwykła od pozostałych regionów Wietnamu, a można nawet powiedzieć, że stanowi ona część powszechnego obrazu tego kraju, to w tej zwyczajności, tego poranka poczułam się wyjątkowo... .

Wschód słońca

autor Wioletta

 

Ta strona internetowa używa plików cookies. Więcej na temat cookies dowiesz się z Polityki cookies. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia dotyczące cookies w przeglądarce internetowej. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczone w twoim urządzeniu końcowym.