Witam serdecznie,

Nie jestem typowym podróżnikiem, który relacjonuje na bieżąco, daje wprost rady co i jak, co warto, a co nie…

Niemniej myślę, że być może zaciekawi Was moje spojrzenie na miejsca, które odwiedzam i zachęcę Was do podróżowania i odkrywania miejsc bliskich, a jednak dotychczas przez Was jeszcze nie odkrytych. Może spojrzycie też na nie inaczej…

Dawno, dawno temu pewien amerykański filozof, poeta i eseista Ralph Waldo Emerson po powrocie z podróży po Europie, w ten oto sposób sformułował wrażenia z wizyty w miastach położonych po przeciwległych stronach Kanału La Manche:

            Między Londynem a Paryżem jest taka różnica, że Paryż jest dla cudzoziemców, a Londyn dla Anglików.

            Anglia zbudowała Londyn na swój własny użytek, a Francja zbudowała Paryż dla  całego świata.

Dawno i nieprawda – ciśnie się bez ogródek na usta. Nie, nie oszalałam. I mimo, że to Paryż jest moją wielką namiętnością, it is a fact jakby powiedział mój londyński przyjaciel. Z drugiej strony Emerson żyjący w XIX wieku miał pewnie rację, bo rzeczywiście ówczesny Paryż mógł być, nawet nie mógł, tylko po postu był miastem zdecydowanie bardziej otwartym na artystów, robotników i szaleńców ze wszystkich stron globu, gdy tymczasem pod względem kulturowym i społecznym Londyn pilnował swojej brytyjskości.

Nie chcę przez to powiedzieć, że dzisiaj Londyn jest mniej british, o nie, jest cudownie brytyjski, ale jest również cudownie kosmopolityczny, przy czym zaznaczam od razu, że używając tego słowa interesuje mnie przede wszystkim – kosmo a nie – polityczny.

56887-paris-ny-london Różnic między tymi wspaniałymi metropoliami jest wiele, powszechny jest również pogląd, że od wieków te dwie szlachetne damy Europy –  Lutecia i Londinium ze sobą rywalizują

 Coś w tym jest, niemniej ja osobiście patrząc, zwiedzając oraz doświadczając tych fantastycznych miast oczywistym różnicom nie przeczę, jednakże lubię skupiać się raczej na odnajdywaniu ich drobnych i uroczych podobieństw oraz tych elementów, w których ich kultury i historie się przenikają.

 W ten sposób będąc w Paryżu zdarza mi się myśleć i rozmawiać o Londynie, natomiast zwiedzając Londyn „prześladują” mnie paryskie cienie. Być może jest tak dlatego, że wśród moich paryskich przyjaciół są wyłącznie tacy, którzy Londyn znają, lubią i podziwiają, a także dlatego, że moja pierwsza londyńska przygoda zorganizowana była właśnie przez Paryżan…

 To było jakieś dwanaście lat temu, moje przyjaciółki zadzwoniły do mnie, oznajmiając, że jadą służbowo w piątek do Londynu i mogłabym się przyłączyć. „Zatrzymamy się u mojej cioci Betty, zostaniemy na weekend i skorzystamy z rozpoczynających się wyprzedaży” – świergotała do słuchawki podekscytowana  Nadine. Zweryfikowałam mój skromny, studencki budżet i stwierdziłam, że na bilet mnie stać, na kilka fish and chips też, gorzej z wyprzedażami.  Ostatecznie wsiadłyśmy w pociąg i po kilku godzinach one jako EU citizens piły już kawę na brytyjskiej ziemi, a ja cierpliwie i grzecznie czekałam w długiej kolejce do kontroli paszportowej dla całej reszty świata. Cóż, taka sytuacja.

Jakie wrażenie zrobił na mnie wtedy Londyn? Byłam oszołomiona. To chyba najodpowiedniejsze słowo. Podobało mi się i owszem, ale kompletnie nie mogłam poczuć atmosfery.  Londyn wydawał mi się ogromny, nieco dziki. Byłam absolutnie zagubiona i tak naprawdę tęskniłam do mojego malutkiego paryskiego świata gdzie czułam się po prostu u siebie i bezpiecznie… Co do wyprzedaży, okazały się o wiele droższe niż te w Paryżu. Przemyślałyśmy więc sprawę i w rezultacie każda z nas kupiła sobie na pamiątkę czerwony beret i puszkę some English Breakfast tea co zostało uwiecznione na uroczym zdjęciu przed Covent Garden…

Po latach, postanowiłam podjąć wyzwanie i po raz kolejny zmierzyć się z Londynem. Tym razem jednak przyznam, że trochę z obawy przed powrotem poczucia oszołomienia i zagubienia sprzed kilkunastu lat, odpowiednio przygotowałam się do podróży. Tak jak to robię dla tych, którzy jadą po raz pierwszy do Paryża, przygotowałam dla nas dzienniczek podróży. Efekt?

Oszołomienie ustąpiło totalnemu oczarowaniu, a o zagubieniu po prostu nie było mowy.

Schodziliśmy miasto wzdłuż i wszerz wytyczonymi wcześniej trasami, albo bez najmniejszego zastanawiania się czy jakichkolwiek problemów, ku wielkiej radości mojego synka przemieszczaliśmy się typowymi londyńskimi autobusami. Wszystko wydawało mi się znajome, oczy mi błyszczały, a uśmiech nie opuszczał gdy opowiadałam synkowi o historii tego miasta. Czułam się cudownie i bardzo swobodnie.

Odkryłam inny Londyn niż za pierwszym razem, cóż dziewczyna też już nie ta sama…

Oswoiłam to miasto, albo raczej ono, swoją różnorodnością kulturową oswoiło mnie. Londyn jest zdecydowanie miastem funkcjonującym na użytek świata.

Czy tęskniłam za Paryżem? Nie, bo po pierwsze Paryż mam wciąż w głowie, a po drugie wspomniane wcześniej paryskie cienie nieustannie dotrzymywały mi kroku… Tak na przykład przybywając do stacji metra Temple – nie mogłam choć na chwilę nie pomyśleć o paryskiej rue du Temple niedaleko l’Hôtel de Ville. Stojąc zaś pod majestatyczną i olśniewającą Katedrą Św. Pawła królującą w dzielnicy City nie mogłam nie pomyśleć o Katedrze Notre-Dame czyli sercu paryskiej la Cité. Dzielnice te różnią się od siebie diametralnie, ale noszą analogiczną nazwę i obie były kolebkami tych wspaniałych miast. Dalej, wchodząc na Trafalgar Square też pomyślałam o Francuzach, w końcu piedestał kolumny Nelsona został zbudowany z brązu pochodzącego z przetopionych francuskich armat. Zwiedzając kilka godzin National Gallery, zmęczona szukałam miejsca by trochę odpocząć, a gdy wreszcie usiadłam i podniosłam wzrok, prosto w oczy patrzyła mi moja ulubiona Paryżanka (skądinąd polskiego pochodzenia) i najsłynniejsza muza swoich czasów – Misia Sert malowana pędzlem Renoira…

Wydaje mi się, że listę takich londyńsko – paryskich przypadków można by pisać w nieskończoność, a może powinnam się nad tym pochylić i stworzyć nowy rodzaj przewodnika? Może?…

Nawet jeśli tego nie zrobię, postaram się przybliżyć Wam te miasta za pośrednictwem portalu TBZ.

See You / A bientôt !

Ps. Zdjęcia z moich podroży pojawiać się będą regularnie w Kąciku fotograficznym

autor Bożena Ciszak blog A w głowie Paryż :)

No i co łączy te miasta?

 

 

Ta strona internetowa używa plików cookies. Więcej na temat cookies dowiesz się z Polityki cookies. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia dotyczące cookies w przeglądarce internetowej. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczone w twoim urządzeniu końcowym.