Turystykabezgranic: Miejscem, do którego wracasz myślami i które odwiedziłeś jest Papua Nowa Gwinea?

Mariusz Rajtarski: Tak. Byłem tam, tak się złożyło, że 4 razy, ale to ciągle mało. Będę chciał prawdopodobnie wyjechać na jesieni 2020 roku kolejny raz.

 

Turystykabezgranic: Co skłoniło Cię do pierwszego wyjazdu?

Mariusz Rajtarski: Kiedyś oglądałem program podróżniczy o Papui Nowej Gwinei prowadzony przez Anglika pochodzenia walijskiego. To był program o unikatowych cmentarzach  na świecie.

W tym programie pokazane były oryginalne cmentarze, gdzie zwłoki ludzkie przywiązane były do pala. Była tam między innymi kobieta skulona mająca na kolanach przy sobie szkielet małego dziecka. To miejsce jest wysoko na klifie, można się tam bez problemu wdrapać. 

 

Turystykabezgranic: Czy chęć zobaczenia tych cmentarzy cię skusiła ? Czy był jeszcze jakiś inny powód? Co Cię zainteresowało w Papui Nowej Gwinei? A może była to chęć  zderzenia się z kulturą kanibali?

Mariusz Rajtarski:  W Papui Nowej Gwinei jak mówiłem byłem 4 razy, nie za każdym razem byłem u kanibali. Bodźcem było na pewno chęć zobaczenia inności. A co do kanibali to chciałem się do nich wybrać na pewno nie od razu, nie aż tak. Ktoś mógłby wtedy powiedzieć, że chce się przyłączyć do kanibali i skosztować tego mięsa. O kanibalizmie wiedziałem, że tam istnieje, ale dla mnie porywająca była pierwotność , a bodźcem do pojechania na Papuę Nową Gwineę była chęć zobaczenia nowej kultury, bycie w takim mistycznym miejscu. A czy się wiązało to z dużym ryzykiem, wtedy o tym nie myślałem.

Papuę Nową Gwineę objechałem chociaż nie jest to łatwe, bo nie ma tam zbyt wiele dróg. Ja podróżując zbaczałem z głównych tras i za pomocą łodzi brzegiem morza przemierzałem te niezwykłe tereny. Papua Nowa Gwinea niekoniecznie kojarzy mi się z kanibalami, ale z pięknem tego kraju, a widoki są tam możesz mi uwierzyć nieziemskie.

 

Turystykabezgranic: Ale wracając do tego cmentarzyska opowiedz cos więcej …

Mariusz Rajtarski:  Wracając do cmentarzyska to jest miejscowość  Aseki, w prowincji Morobei, o ile dobrze pamiętam znajduje się tam plemię najniższych ludzi zamieszkujących Papuę Nową Gwineę. Nazywani są pigmejami papuaskimi. A przez Papuasów nazywanych „kuka kuka”. Proponuję jednak nie stosować tej nazwy bezpośrednio będąc z nimi twarzą w twarz, ponieważ są bardzo wrażliwi na punkcie tej nazwy, a są też bardzo dobrymi łucznikami,  i niebezpiecznymi wojownikami. Czasami są też dość niegrzeczni.

 

Turystykabezgranic: Co ciekawego jest na tym cmentarzu

Mariusz Rajtarski:  Tak jak już wspominałem są szczątki ludzi, którzy zostali zabici w walkach plemiennych. Te zwłoki są takie, jak były w tamtych czasach. Zakonserwowane w dobrym stanie, żaden owad, czy zwierze się do nich nie dobrał. Zresztą tam we wschodniej części nie ma zbyt wiele niebezpiecznych zwierząt, gorzej na zachodzie czy południu gdzie jest wilgoć i rzeki. Tam występuje black papuan czyli czarna żmija i lepiej mieć antidotum przy sobie, ponieważ  jak ukąsi jest niewiele czasu żeby przeżyć. Trzeba bardzo uważać, chociaż Papuasi chodzą na bosaka i nic się nie dzieje złego.

 

Turystykabezgranic: A wracając do naszego tematu co skusiło Cię żeby zamieszkać w wiosce kanibali ?

Mariusz Rajtarski:  To było już później. To już było za drugim razem kiedy zdecydowałem się tam pojechać. To też było po zobaczeniu programu podróżniczego, gdzie angielski podróżnik tam był. Ale dla mnie oni zrobili to bardzo komercyjnie, a ja zawsze chciałem być w miejscu, gdzie nikt przede mną nie był.

 

Turystykabezgranic: Czyli Ty byłeś w tej samem wiosce co ten Anglik ? 

Mariusz Rajtarski:  Ten Anglik był tam z ekipą, z ekwipunkiem, z wyżywieniem. Oni byli tylko w jednym miejscu żeby nakręcić program z BBC. Ja pojechałem tam sam.

Tam zamieszkuje plemię Biami, a miejsce to Moagula Station. Tam zamieszkuje australijski misjonarz Tom Hovey z rodziną. To jest osoba, która pierwsza przybyła w tamte tereny w latach 70-tych, kiedy tam był taki mocny kanibalizm i dużo się działo. On tam jest do dziś . Powód dla którego tam zamieszkał, jest taki, że on miał syna, który był pilotem małych samolotów misjonarskich i latał nad dżungla. Kiedyś była zła pogoda, uderzył o ścianę i rozbił się. Został tam i z tego powodu właśnie Tom Hovey tam zamieszkał. Tom postanowił pozostać z synem w Mogaula Station.

 

Turystykabezgranic: Z tego co wiesz, czy dużo jest w Papui Nowej Gwinei wiosek kanibali ? 

Mariusz Rajtarski: Z kanibalizmem to rozległy temat. W Zachodniej Prowincji z tego co wiem z opowiadań było kilka plemion najbardziej aktywnych pod względem kanibalizmu np. Biami, Etoro i Bosawi. Nazwa ostatniej grupy pochodzi od nazwy wulkanu który się tam znajduje Bosawi związani byli z ta góra, 

 

Turystykabezgranic: Jak tam dotrzeć, bo przecież nie ma chyba kierunkowskazów?

Mariusz Rajtarski:  W Zachodniej Prowincji wioska Komo, prowincja Hela, to ostatnie miejsce gdzie kończy się droga i zaczyna się dżungla.

 

Turystykabezgranic: I co dalej trzeba się przez przedzierać przez dżunglę ?

Mariusz Rajtarski:  Poznałem bardzo fajnych ludzi, zwłaszcza jednego takiego fajnego człowieczka Papuasa o imieniu Andy i jego żonkę.  Ja właśnie jako pierwszy taki białas kiedy przybyłem, wzbudziłem zainteresowanie. Nie znając nikogo musiałem sie jak najszybciej do kogoś przylepić no i przylepiłem sie do tego Andiego. Powiedziałem mu jaki jest powód mojego przybycia, że szukam człowieka, który by mnie poprowadził przez dżungle do tego plemienia Biami . Trwało to około tygodnia czasu.

 

Turystykabezgranic: Tygodnia w jedną stronę ?

Mariusz Rajtarski:  Tak.

 

Turystykabezgranic: Przez dżunglę w tydzień to duży wysiłek

Mariusz Rajtarski:  Działo sie bo wiadomo ze miałem tylko kilka drobnych konserw i ciastek. To zostało zużyte w ciągu 2 dni bo byłem ja i ten lokalny Papuas mój kolega, który zresztą był też potomkiem plemienia kanibali o nazwie Etoro. Jego żona z 2 dzieci, w tym jedno dziecko było z tyłu na jej plecach. Tam miała tak zwany bilun  z materiałów i w tej torbie był bobasek.

 

Turystykabezgranic: A co sie stało jak po 2 dniach skończyło sie wam jedzenie?

Mariusz Rajtarski:  To nie było dla mnie istotne, ja żyłem tym ze chce tam dotrzeć, być z tymi ludźmi. Chęć zobaczenia i bycia z nimi i usłyszenia opowieści jak faktycznie wyglądało wtedy życie. Bardzo mnie to nurtowało i bardzo chciałem się tego dowiedzieć.

Mój człowieczek wiedział jak mamy iść, żeby dojść przed zmrokiem do kolejnej wioski. A potem jadłem to, co było w tej wiosce, głównie słodkie ziemniaki ulubione przez Papuasów nazywają się "kaukau", . Występujące tam "kumu", czyli zielone liście sego lub produkt powstający z tej palmy segowej w postaci takiego żelu kiślowatego, którego posmak jest owocowy, lub wiórki pozostające z tego jako mąka. Mięso i proteiny tego absolutnie nie było. Kiedyś w jednej wiosce jak już spałem i byłem zmęczony, nagle ktoś przyszedł i mnie obudził i widziałem rękę nad moimi ustami. Wsunął mi kawałeczek mięsa. Trudno mi powiedzieć pochodzenia tego kawałka mięsa, ale smak był dobry. Może było to mięso ze świni, bo oni hodują tam świnki. Na tamtym terenie istnieje bardzo duży deficyt protein. Są też jakieś ptaki. Papua Nowa Gwinea słynie przede wszystkim z  Birds of papradise (Cudowronki). Są to bardzo piękne kolorowe ptaki występują czerwone, żółte i białe. Jest tez gatunek strusia, który tam akurat występuje pod nazwa Kazuar.

 

Turystykabezgranic: Czy kanibalizm występuje w całej Papui Nowej Gwinei ? Czy różni się w zależności od obszaru ?

Mariusz Rajtarski:  Ten cmentarz Asenti znajduje się we wschodniej prowincji. Tam istniał  innego rodzaju kanibalizm. Tam i w dwóch okolicznych prowincjach istniał kult jedzenia ludzkich zwłok. Jest to dla nas na pewno nieprzyjemne, kiedy się o tym słucha., Wiele osób cierpi na nieuleczalną chorobę, która jest wywoływana zjadaniem ludzkich zwłok.

 

Turystykabezgranic: Dlaczego więc kanibalizm Twoim zdaniem tam istniał, czy też nadal istnieje ?

Mariusz Rajtarski:   Kanibalizm jest tam jeszcze ze względu na kult lub obyczaj. Jest to sposób uzyskania specjalnej energii i zrobienia również czegoś pozytywnego dla tych nieboszczyków. Można dużo na ten temat mówić. Dla nas Europejczyków, żyjących w zupełnie innej nowoczesnej jak myślimy kulturze jest za trudne. Tam właśnie we wschodniej prowincji to jest to jedno miejsce gdzie jest praktykowany kanibalizm zjedzenia ludzkich zwłok.

 

Turystykabezgranic: Więc dlatego wybrałeś się do zachodniej prowincji ? W poszukiwaniu kanibalizmu jak to określiłeś "ostrego" ?

 Mariusz Rajtarski:   Po przeciwnej stronie zachodniej były walki plemienne w latach 70- tych i wcześniej i co tam się działo tego nikt dokładnie nie wie. My oczywiście możemy się tego mniej więcej z opowiadań dowiedzieć wnikając głęboko w te rejony.

 

Turystykabezgranic: Ile trwała Twoja wyprawa do wiosek kanibali w zachodniej Papui?

Mariusz Rajtarski: W tym miejscu spędziłem około 2 tygodni, wędrując i oczekując na samolot.

 

Turystykabezgranic: Jak przygotowałeś się do takiej wędrówki? Czy miałeś jakiś szczególny sprzęt ?

Mariusz Rajtarski: Do takich wędrówek potrzebne są ciężkie żołnierskie buty. W dżungli przeprawiałem się przez potoki i małe rzeczki. Kamienie były naprawdę bardzo śliskie. Czasami czułem się jak na lodowisku. Przeprawiając się przez strumyk musiałem ściągać buty, a i tak bardzo często ten Papuas mi pomagał. Tam są również duże wycinki drzew, trzeba było uważać. Nie było tak łatwo. Po pierwsze fakt, że byłem jedynym białym w tej dżungli, dodatkowo brakowało wody i jedzenia.

 

Turystykabezgranic: Po tygodniu dotarłeś do tej wioski ? Co ci sprawiło najwięcej trudności ?

Mariusz Rajtarski: Czułem wyczerpanie biały człowiek w dżungli czuje się kiepsko, tym bardziej ze ja żyłem wrażeniami, a nie myślałem o zaopatrzeniu, o jedzeniu i wodzie. Dla mnie to nie jest frajda zabezpieczyć się w suplementy, jak robi to większość osób.

 

TurystykabezgranicAle może byłoby mądrzejsze ?

Mariusz Rajtarski: Być może tak ale ja chciałem doświadczyć tego wszystkiego na własnej skórze. Chciałem być jak tamci ludzi zamieszkujący dżunglę, być z nimi dokładnie, tak jak oni żyją. Papuasi różnią się od nas tylko jednym, kolorem skóry. Chciałem iść razem z nimi jedząc i pijąc lub nie jedząc i nie pijąc .To jest życie !!!

 

Turystykabezgranic: Ale jakim kosztem ?

Mariusz Rajtarski: Zdecydowałem się na powrót samolotem ponieważ zbyt dużo bym schudł. Do tego samolotu, małego zresztą, którego maksymalny załadunek jest jakieś 400 kg było ważenie osób i bagaży. Kosztowało mnie to więc tyle ze po dwóch tygodniach straciłem jakieś 14 kg. To głównie przez pocenie się, i brak jedzenia. Ale co jest wspaniale ja tak cieszyłem się że jestem w tym miejscu, że głód nie był dla mnie aż tak wielkim wrogiem, większym jeżeli już to było pragnienie wody

 

Turystykabezgranic: Czy nie było prościej lecieć tam od razu samolocikiem niż iść przez dżungle ?

Mariusz Rajtarski: Nie. Nie byłbym, nie doświadczyłbym tego wszystkiego. Nie jest sztuką wziąć ekipę nabrać suplementów. Dla mnie przygoda ma być prawdziwa. Wiadomo ona kosztuje, a ile tylko ja wiem. Ważniejsze jest doznanie tego, jak dobrze być w pewnym miejscu i pozostawić ślad swojej stopy, poczuć  klimat, otrzeć się o tych ludzi, spać z nimi, cieszyć się, a czasami nawet mieć stres. Jeżeli jestem tam, a potem wracam, a mam w głowie wpojone, że muszę wrócić, niezależnie od tego, czy jestem głodny, czy nie, jestem wtedy bardzo szczęśliwy. Uważam, że szczęście jest ważniejsze od głodu. Po takiej wyprawie czuje się młodziej, a wrażenie, odczucie tam jest niesamowite...

ciąg dalszy nastąpi ...

 

Na jesieni 2020 roku Mariusz wybiera się na kolejną wyprawę do Papui Nowej Gwinei.

Jeśli jesteś zainteresowany tak ekstremalną wyprawą razem z Mariuszem skontaktuj się z nami www.turystykabezgranic.pl  !

Ta strona internetowa używa plików cookies. Więcej na temat cookies dowiesz się z Polityki cookies. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia dotyczące cookies w przeglądarce internetowej. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczone w twoim urządzeniu końcowym.