U KANIBALI

CZĘŚĆ III LUDZIE KROKODYLE

Turystykabezgranic: Jakie części Papua Nowej Gwinei jeszcze zwiedziłeś, które zrobiły na tobie wrażenie  ?

Mariusz Rajtarski:   Kultura Sepiku. Sepik to potężna mistyczna rzeka. Przepływa przez prowincje Zachodni i Wschodni Sepik. Różnią się one drobnymi elementami plemiennymi. Wzdłuż rzeki Sepik są wspaniałe miejsca tzw. domy duchów, czyli spirit house.

 

Turystykabezgranic: Domy duchów - Spirit house co to takiego ?

 Mariusz Rajtarski:   Dom budowlano prymitywny ale solidnie, jest to trudne do ogarnięcia przez zwykłego śmiertelnika, bo jest to bardzo mistyczna, tajemnicza budowla. To jednak solidna konstrukcja.

Największy i najstarszy spirit house znajduje się nad Sepikiem w małej  wiosce Kanganamoon, a można tam dotrzeć łódka z Angoram. Trwa to drobne parę godzin, chociaż jest to dość kosztowne. Tanim sposobem można tam również dotrzeć drogą lądową jadąc z Maprik do Pagwi, potem w poprzek małą łódeczką na drugi brzeg, gdzie jest ta wioska. Ja wydałem dużo pieniędzy, ale za to byłem dłużej na tej wspaniałej rzece. Ten dom duchów jest charakterystyczny dla kultury Sepiku. Architektura prymitywna, a w środku przepiękny handcraft, czyli maski, figury i inne rękodzieło. Ale one właśnie, te rzeczy mają dusze i charakter w sobie, trzeba przyjrzeć się tylko i posłuchać opowieści

 

Turystykabezgranic: Zbierasz takie maski ?

Mariusz Rajtarski:   Mam cala kolekcję, również z Afryki.

 

Turystykabezgranic: Do czego służy taki Spirit House ?

Mariusz Rajtarski:   Podstawą domu duchów jest znajdujący się w środku drewniany bęben nazywany Garamut. Wydrążony w środku, tak że możemy zajrzeć do niego głębiej przez drugą szparę. Jak włożymy rękę to jest tam pusto. W domu duchów jest albo 1 albo kilka takich bębnów w zależności od wielkości pomieszczenia. Kilkanaście znajduje się właśnie w Kanganamoon, to najstarszy dom duchów. Każdemu polecam, żeby tam pojechać

 

Turystykabezgranic: A ten bęben jakie miał znaczenie dla mieszkańców wioski?

Mariusz Rajtarski:   Garamut to bęben, którym w zależności od okoliczności, kiedy odbywa się tam jakaś uroczystość,  czy jakaś inna impreza, potyczka, czy niebezpieczeństwo, wtedy Papuasi uderzają w ten drewniany bęben takim patyczkiem drewnianym i uderzając wydobywa się dźwięk a raczej głos. Dźwięk to jest z instrumentów blaszanych, a ten garamut ma swoją duszę, a z duszy wydobywa się nie dźwięk, ale głos. Ten głos rozchodzi się na odległość do 7 kilometrów. Ludzie wtedy się schodzą na głos tego bębna. To jest niesamowite. Dla tych którzy lubią niezwykła architekturę, to raczej jest bardzo prymitywna, ale piękna w swej prostocie.

 

Turystykabezgranic: Tak jakbyś cofał się o kilka tysięcy lat?

Mariusz Rajtarski:   Ktoś właśnie powiedział, że Papuasi to jest takie „last minute”, żeby coś zobaczyć i pojechać dla ludzi, którzy są żądni przygód. Ktoś powiedział, że tam jest jak w epoce kamienia. I ta myśl rajcuje, żeby sięgnąć w przeszłość.

 

Turystykabezgranic: Opowiedz coś o ludziach krokodylach

Mariusz Rajtarski:  Kultura Sepiku, czyli ludzie krokodyle żyją tylko w jednej części Sepiku.

 

Turystykabezgranic: A skąd ta nazwa ?

Mariusz Rajtarski:   Na terenie Sepiku występują krokodyle w rzece. W niektórych częściach głównie we wschodnim Sepiku i na pograniczu zachodniego. Tam właśnie jest silna kultura i to tam występują też ludzie krokodyle. Oni uprawiają tak zwaną „skaryfikację”. Skaryfikacja, czyli ciecie ostrymi narzędziami pleców i barków głównie, aby powstały szramy gdzie potem się zabliźniają i ta skóra wygląda jak ciałko krokodyla. Ludzie krokodyle okaleczają się z szacunku do krokodyla. Uzyskują w ten sposób jego siłę i potęgę. Kilku białasów skorzystało z tego, ale ja pomyślałem że mam jedno ciało które wymaga szacunku.

 

Turystykabezgranic: Czyli ludzie krokodyle nie praktykują kanibalizmu ?

Mariusz Rajtarski:   Kiedyś oni to uprawiali pewną odmianę kanibalizmu, ale był to taki niewielkim stopniu. Kiedy były walki plemienne w miejscowości Kanganamoon działy się cuda. Kiedy przykładowo zabili jakiegoś wojownika odcinali tylko głowę, a reszta była wrzucana do wody możliwe, że dla krokodyli. Interesowała ich głowa i szyja. Głowa przydawała się im do zrobienia skalpu. Co ciekawe mięso z szyi było używane dla małych dzieci. Z tym, że matki które karmiły te dzieci i dawały to mięso, nie wiedziały o tym, tylko myślały że to psie mięso. Był to dodatek do psiego mięsa, z uwagi na motywy magiczne - charakter nowej energii. Wiedziała o tym tylko starszyzna wioski.

Z opowieści to miejsce było bardzo smutne i straszne. Tam nie mieszka już wiele osób, bo tam ludzie umierają szybko, z uwagi na to że tam działo się zbyt dużo złych rzeczy.

 

Turystykabezgranic: Opowiadałeś też o ściąganiu skalpów ?

Mariusz Rajtarski:   Tak. Nie udało mi się dotrzeć do tego miejsca. Akurat oni nie praktykowali kanibalizmu tylko zabijali się nawzajem. Ścinali głowę,  ściągali skórę czaszce i składali ja w domu duchów. Tę czaszkę, malowali, pięknie przystrajali, zakładali włosy. Te włosy był to ten skalp lub włosie ze świni, tego dokładnie nie wiem. W oczodoły wsadzone były muszelki które znajdują się w tych wodach. Ten skalp był niesamowicie przystrojony i budził na pewno strach - głowa bez tułowia w miejscu zaciemnionym. Kiedy pojawili się pierwsi Misjonarze, kazali zebrać i spalić te skalpy bo jest to niezgodne z nową religią. Być może kiedyś uda mi się dotrzeć tam gdzie te czaszki jeszcze ocalały.

 

Turystykabezgranic: Czy Papuasi pojmują wartość podobnie jak biały człowiek ?

Mariusz Rajtarski:   Wartość? Świnki dla nich są przeliczeniem jak dla nas pieniążki. Na marginesie zaznaczę, że małe świnki mieszkające z ludźmi, a kobiety papuaskie karmią te małe świnki własnymi piersiami. Małe świnki dla nich są na takiej samej pozycji jak małe dziecko. Choc to nie jest dla nas do końca zrozumiałe

I jeszcze taka ciekawostka. Rozmawiałem kiedyś ze starszyzną wioski Kanganamoon, który za oszczep, który służył do zabijania powiedział najpierw 5 000 kina. Potem jednak wyszedł charakter niewiedzy matematycznej. Kiedy nie chciałem się zgodzić na tę cenę powiedział, to dobrze 500 kina. Widać w tym było brak logiki. Wydaje mi się, że jakbym powiedział 50 lub 5 kina, to może też by się skusił .

 

 Turystykabezgranic: Opowiedz proszę coś jeszcz  o festiwalu „sing sing”

Mariusz Rajtarski:   „Sing sing”, czyli festiwal śpiewu i tańca w Goroka. Kilkadziesiąt plemion się spotyka się i śpiewają, tańczą. Niesamowite bogactwo kulturowe.

 

Turystykabezgranic: To jeszcze na koniec - najbardziej niebezpieczna przygoda?

Mariusz Rajtarski:   Chciałem się przemieścić z Goroki do Wewak. W Bugi czeka się na łodz. Płynie się rzeką, która wpływa do Morza Bismarcka. Wypływaliśmy z tej rzeki potem pokazała się laguna. Tam słuchajcie nie ma żartów bo w tym dniu morze było niespokojne, a był kawał drogi ślizgania się po falach. Łódź musiała się przebić przez fale i wbić się w niespokojne morze, jest to bardzo niebezpieczny moment i ginie tam wiele ludzi. Pamiętam jak kapitan krzyczał  „balance, balance”, a łódź była niestabilna. Byłem kilka razy na takich przeprawach, ale na szczęście się udało.

 

Turystykabezgranic: Dziękujemy serdecznie za rozmowę i co dalej z Twoimi wyprawami ?

Mariusz Rajtarski:   Co dalej ? Dla mnie Papua Nowa Gwinea to nadal niedokończona historia, dla mnie to taka niedokończona opowieść.

Będąc w Papua Nowa Gwinea plącząc się tu i tam poznałem kilka tajemnic, które to oficjalnie należą już do zaginionego świata .. Ale nie dla mnie !!!

 

 

Na jesieni 2020 roku Mariusz wybiera się na kolejną wyprawę do Papui Nowej Gwinei.

Jeśli jesteś zainteresowany tak ekstremalną wyprawą razem z Mariuszem skontaktuj się z nami www.turystykabezgranic.pl  !

Ta strona internetowa używa plików cookies. Więcej na temat cookies dowiesz się z Polityki cookies. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia dotyczące cookies w przeglądarce internetowej. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczone w twoim urządzeniu końcowym.