Cześć.

Chciałabym sie podzielić przeżyciami, odczuciami i może tipami, które zmotywują kogoś do spełniania marzeń. W ubiegłym roku, po zakończeniu studiów, gdy nie wiedziałam co zrobić z własnym życiem dalej, postanowiłam spełnić jedno z marzeń, które trudno było zrealizować wcześniej.. bo studia, bo praca, bo brak czasu, bo pieniądze, a raczej ich brak. Tak zrodził się pomysł zobaczenia zorzy polarnej. Dużo o tym czytałam, wiedziałam, że trzeba jechać na północ, jak najdalej na północ, było to trochę przerażające, bo do wtedy to najdalej na północ byłam w .... Warszawie, ale widok tych wszystkich zdjęć w internecie zorzy polarnej przeważył szalę. Po obronie magisterki postanowiłam, że muszę to zobaczyć na własne oczy! Wyhaczyłam bilet z Gdańska do Turku na styczeń za niecałe 300zł. Ale Turku, jak przeczytałam w tam na lotniku, to "pierwsze miasto w Finlandii, żeby zobaczyć zorzę trzeba było jechac dużo dalej na północ. Omnibus (taki PolskiBus tylko w Finalndii) zawiózł mnie z Turku do Oulu, kosztowało mnie to niecałe 20 euro, a następnie z Turku do Rovaniemi. Rovaniemi to bardzo popularne miasto w Finlandii, mnóstwo turystów zjeżdża tam każdego roku, może przez to że znajduje się tam wioska Św. Mikołaja! Tak, on istnieje! Ze względu na to, że mój budżet na ten wyjazd wynosił ok. 1000zł, postanowiłam że spędzę tam 3 noce i dam sobie 3 szanse na zobaczenie zorzy (do 3 razy sztuka). 

Noc pierwsza: od mieszkańców dowiedziałam się że w ostatnim czasie była zorza była widoczna niemal co noc, ale gdy ja przyjechałam i pytałam o szansę zobaczenia zorzy w najbliższym czasie, każdy miał skrzywioną minę i od razu widac było że dają marne szanse...A pokazali mi na mapie punkty widokowe, gdzie ludzie się zbierają na oglądanie tego zjawiska. Wyczerpana podróżą (2 dni spędzone w drodze), ale i podekscytowana, bo jestem w Finlandii, gdy tylko się ściemniło poszłam na pierszy punkt, gdzie nie spotkałam nikogo (była wczesna godzina ok. 22, ale tak bardzo chciałam zobaczyć zorzę!). Stałam kilka godzin w mrozie, niebo zachmurzone, lekkie zielone przebłyski lednwo zauważalne między chmurami nie zniechęciły mnie. Poszłam na inny punkt i ani żywej duszy, ani żadnej zorzy... wróciłam do domku ok. 3 rano. Spoko, jeszcze 2 szanse! 

Noc druga: Najlepsza decyzja mojego życia: wynajęłam samochód! Nadszarpnęło to mój budżet, ale czego się nie robi dla marzeń :) Chodzenie od punktu do punktu trwało zbyt długo, stąd pomysł o samochodzie. Tej nocy nie było niemal bezchmurne. Pojechałam na pierwszy punkt, kilka osób stało, zatrzymałam się na chwilę, ale postanowiła jechać dalej... Pojechałam w sumie jakieś 100 km na północ i udało się! Już w samochodzie zobaczyłam zielone łuny zorzy! Zatrzymałam się na drodze, nie było gdzie zaparkować, bo na poboczu półmetrowe wały śniegu, ale przez te 100 km drogi nie minął mnie żaden samochód więc zatrzymałam się tak po prostu. Zorza pięknie tańczyła nad lasem. Szczęka mi opadła, byłam zachwycona pięknem natury. Tego nie da się opisać....

Noc trzecia: Byłam już spełniona, marzenie o zorzy stało się rzeczywistością i to niewielkim kosztem. Tej nocy poszłam na pierwszy punkt widokowy w Rovaniemi, zebrało się kilkanaście osób, ale niebo znów było zachmurzone. Szkoda... ale to nic, wczoraj widziałam! O 2 zmarznięta wróciłam do domku.

Przy okazji bycia w Rovaniemi warto udać się do wioski św. Mikołaja i muzeum Arktikum.

Finladnia pożegnała mnie pięknym zachodem słońca.

Jestem pewna, że chcę to przeżyć jeszcze raz, tylko tym razem mniej liczyć na szczęście, już zbieram na wyjazd na Islandię :)

autor Małgorzata Rodzeń

 

Ta strona internetowa używa plików cookies. Więcej na temat cookies dowiesz się z Polityki cookies. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia dotyczące cookies w przeglądarce internetowej. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczone w twoim urządzeniu końcowym.